o mnie
pomagam wyjść z zaburzenia lękowego
moja historia w skrócie
- z zaburzeniem lękowym borykałem się już od dzieciństwa (pierwszy epizod w 7 klasie podstawówki)
- kolejne epizody pojawiały się około 30 roku życia
- około 40 -tki nerwica zaatakowała na całego wraz ze depresjąi, wtedy zacząłem świadomą pracę z zaburzeniem
-
terapia, a przede wszystkim wytrwała, ciężka praca własna nad zaburzeniem przyniosła rezultaty i pozwoliła odzyskać życie
dziś na bazie doświadczeń własnych, zdobytej wiedzy pomagam innym wyjść z zaburzeń lękowych
moja misja i kwalifikacje
- pomoc i prowadzenie osób z zaburzeniem lękowym do zdrowia i odzyskania życia
- upowszechnienie rozwiązań tego, czym jest w swojej istocie zaburzenie lękowe i jak sobie z nim radziś
- z pierwotnego wykształecenia jestem humanistą i filologiem, a zawodu dziennikarzem, od 2021 roku pomagam ukończyłem kurs przygotowujący do przygotowujący do trenera MBSR Mindfullness,
- od ponad trzech lat prowadzę sesje konsultacyjne, w których z sukcesem pomagam osobom wyjść z zaburzenia w trakcie
The Process
Historia mojego zaburzenia
Z lękiem znamy się od dawna. Pierwszy epizod z zaburzeniem lękowym miałem już w siódmej klasie podstawówki. Usłyszawszy na lekcji biologii o pewnej chorobie, mój układ nerwowy tak się wystraszył, i mimo, że fizycznie nic mi nie dolegało, to lęk trzymał mnie ponad rok.
Mała miejscowość, w której wówczas mieszkałem i mała świadomość lekarzy w tamtym czasie na temat tego, czym jest zaburzenie lękowe sprawiły, że po kilku wizytach u lekarzy zostałem pozostawiony sam sobie. Przez półtora roku żyłem w piekle lęku. Po tym czasie wszystkie objawy minęły, a ja mogłem znów cieszyć się życiem, przyjaciółmi i wszystkimi radościami beztroskiego dzieciństwa. O zaburzeniu zapomniałem na dobre. Wspominałem je jedynie w żartach – „jak głupie i śmieszne było to, co przeżyłem”. Myślałem, że to już historia, do której nie mam już dostępu.
Niestety, jak w powiedzeniu o tym, że historia lubi się powtarzać, w okolicach trzydziestki lęk zaczął o sobie przypominać. A to przestraszył mnie jakiś koszmar senny i trudno mi było przez wiele tygodni uwolnić się od myśli, że to zapowiedź czegoś strasznego, co lada moment wydarzy się w moim życiu. Innymi razy usłyszawszy o jakiejś chorobie w telewizji przestraszałem się na tyle, że dopiero wykonanie badania i jego pozytywny wynik, pozwalały na wyciszenie lęku. Ale nadal nie traktowałem tego poważnie. Wydawało mi się, że to chyba normalne doświadczać takiego lęku od czasu do czasu. Tak więc lata mijały lata, w których od czasu do czas zdarzały się lękowe epizody.
Dopiero w okolicach mojej czterdziestki lęk zaatakował na dobre, niemalże ze wszystkimi jego „podręcznikowymi” objawami, łącznie ze stanami depresyjnymi. Prowadziłem wówczas własną firmę i wszystko się świetnie układało. Wydawałem własne czasopismo, które cieszyło się dobrą renomą. Co roku organizowałem i prowadziłem ogólnopolskie konferencje biznesowe na kilkaset osób, które cieszyły się dużym uznaniem i zainteresowaniem zarówno uczestników jak też sponsorów.
Byłem szczęśliwym mężem i ojcem. Można powiedzieć – wymażone życie.
Niestety nagle, jednego dnia, całe moje dotychczasowe życie stanęło pod znakiem zapytania. Zaburzenie lękowe przyszło z ogromną siłą, z dnia na dzień niemalże ścinając mnie z nóg, odbierając znaczenie i sens wszystkiemu czym dotychczas żyłem. Liczyło się jedno, jak przeżyć?
Jak wyglądała moja codzienność? Stale towarzyszyło mi uczucie i myśli, że chyba umieram, że z pewnością mam jakąś straszną chorobę. Nie mogłem spać. Trudno było mi się skoncentrować na pracy, wybuchy płaczu….itd. Nie będę tu wymieniał wszystkich tych przerażających objawów zaburzenia, jeżeli to przeszedłeś lub przechodzisz, to doskonale wiesz jak czuje się człowiek w takim stanie. Do tego z czasem doszły jeszcze stany depresyjne, trudności z wstaniem z łóżka i obawa przed tym czy w ogóle uda mi się przetrwać kolejny dzień. Pamiętam ileż razy wtedy otwierając oczy żałowałem, że się w ogóle obudziłem.
Wszystkie objawy bardzo mnie przerażały i za wszelką cenę szukałem pomocy i drogi, żeby jak najszybciej pozbyć się tegi cierpienia. Próbowałem wszystkiego, co tylko dawało cień nadziei na polepszenie samopoczucia – od najnowszych odkryć medycyny zachodu, przez rozwiązania wschodu, duchowe, fizyczne, szamańskie, hipnozy, suplementy, akupunkturę i inne. Niestety nic nie przynosiło ulgi.
Trafiłem też na terapię, na której spędziłem ponad 2 lata. Po tym czasie mój stan trochę się poprawił, ale nie na tyle aby powiedzieć, że wyszedłem z zaburzenia lękowego. Mimo, że nie czułem się dobrze świadomie zrezygnowałem z terapii, bo miałem wrażenie, że nie wnosi ona już nic nowego. Jednocześnie po wielu przemyśleniach postawiłem na pracę własną. Kierując się głównie wskazówkami osób, które wyszły z zaburzenia lękowego i przekładając to na moją osobowość zacząłem działać.
Co robiłem, co zmieniłem? Przede wszystkim wziąłem całą odpowiedzialność za wyzdrowienie na siebie. Dziś wiem, że to postawa, niezbędna dla świadomego leczenia zaburzenia lękowego. Po drugie zmieniłem też moje podejście do zaburzenia. Po latach walki i szukaniu czegokolwiek, co mogłoby przerwać cierpienie w końcu po prostu PODDAŁEM SIĘ. Inaczej mówiąc zaakceptowałem swój stan i zacząłem działać z wszystkimi tymi strasznymi objawami i pomimo nich.
– zaakceptowałem to, że codziennie czułem lęk
– zaakceptowałem cierpienie, czyli to, że codziennie czułem się fatalnie i przestałem oczekiwać natychmiastowej poprawy,
– zaakceptowałem to, że nie mogę odczuwać innych emocji poza lękiem
– powiedziałem tak wszystkim natrętnym myślom, bez względu na to czym mnie straszyły – kolejną śmiercią samobójczą, okropną chorobą, opętaniem itp.
– spojrzałem na siebie z większą wyrozumiałością i czułością
– stanąłem z lękiem twarzą w twarz, tak po prostu, z ciekawością
– zgodziłem się na najgorsze, zgodziłem się na śmierć, zgodziłem się na ból
Mimo tego, że nadal czułem się źle i miałem te wszystkie straszne, natrętne myśli, po prostu starałem się prowadzić dotychczasowe życie, tak jak bym to robił, gdybym nie miał zaburzenia. Nigdy nie zrezygnowałem z pracy ani jakichkolwiek zaplanowanych wcześniej przedsięwzięć z powodu tego jak się czułem. Może nie działałem na 100%, bo to nie było możliwe, ale działałem. I to właśnie w odpowiednim działaniu, lęk i wszystkie jego konsekwencje powoli zaczynały słabnąć i odchodzić. Zacząłem widzieć sens i rezultaty takiego działania.
Dziś mogę powiedzieć, że właśnie to stawianie czoła lękowi, czyli działanie wbrew intuicji i instynktowi, które każą nam uciekać lub walczyć, to jedyna droga do wygranej. Wymaga to wiele siły i determinacji, ale warto podjąć te starania dla tego aby odzyskać swoje życie na nowo.
Tak, przeszedłem długą drogę. A w niej niejeden już epizod zaburzenia lękowego. Nauczyłem się jak stawiać czoła lękom i wyjść do wolności. Gdzieś podczas swojej podróży zdrowienia powiedziałem sobie – „Panie Boże, jeżeli tylko pomożesz mi uporać się z tym cierpieniem, to chciałbym dzielić się tym, jak można sobie z tym radzić, aby pomóc innym w ich cierpieniu”. I tak powstał Kapitan Nerwica. Pod tym szyldem dzielę się sprawdzonymi na własnej skórze, ale też na wielu już wolnych od lęku klientów, rozwiązaniami i narzędziami do wyjścia z zaburzenia lękowego.
Jeżeli cierpisz z powodu leku możesz skorzystać z banku poradnikowych nagrań wideo. Może też skorzystać z indywidualnch sesji konsultacyjnych. Tym dzielę się jako Kapitan Nerwica. Jeżeli chcesz możesz wskoczyć na pokład.
